Bieg.
Coraz szybciej i szybciej. Ryk. Jedna myśl. Jest coraz bliżej! Sam go
stworzyłeś i sam go możesz zniszczyć.
Jest tylko jeden problem. Wymknął się spod kontroli. Od tamtego dnia ten potwór
i monstrum straszy każdego kto nawet na niego spojrzy. Dlatego nazwano to coś
Koszmarem.
Nieprawdopodobna Historia
Myślisz, że jeśli tworzysz coś z niczego i nikomu tego nie
pokazujesz ani nie mówisz o tym , to to coś jest tylko twoje. Nieprawda.
Tworzysz coś z niczego i to coś zaczyna żyć w własnym
wymiarze jak My to nazywamy w swojej „bajce”. Coś to może być wszystko.
Rysunek, rzeźba, wymyślona postać. Ale musi spełnić jeden warunek by żyć w
swojej „bajce”. Nie może być czegoś kopią. Tylko ludzie którzy tworzą coś z
niczego zostają nazwani Autorami. Ja także jestem Autorką. Dopiero się o tym
dowiedziałam, a już mi mówią, że mogę zmienić losy świata Autorów. Dla
niektórych jestem bronią, dla innych zagrożeniem , jeszcze inni myślą, że
jestem wybawieniem. A ja o sobie myślę tak: jestem tym kim jestem czyli
trzynastoletnią marzycielką o imieniu Anabeth z gadającym kotem. Wszystko
zaczęło się pod koniec roku szkolnego…
Czerwiec
Jeszcze tylko dwa dni i koniec roku szkolnego. Mam teraz
ostatnią godzinę wychowawczą. Nagle rozległ się głos szkolnego dzwonka. Na
początku wszyscy myślą, że dzwoni na przerwę, ale po chwili zdajemy sobie
sprawę, że to jeden z dzwonków alarmowych. Pani zamknęła na zapleczu większość
uczniów. Zamknęła także salę. Zostałam z paroma chłopakami i 3 dziewczynami w
zamkniętej sali. Pani stała przy drzwiach. Rozległ się ryk dzikiego zwierzęcia.
Zaraz potem piskliwy krzyk jakiejś nauczycielki. Nastała cisza. Coś obiło się o
drzwi sali. Schowaliśmy się za ławkami. Ktoś rozbił drzwi. Do Sali weszły trzy
postacie w kapturach. Stanęły w rządku i powoli zdjęły kaptury. Z prawej strony
stała kobieta. Była naprawdę piękna. Miała blond włosy i brązowe oczy z
zielonymi plamkami. Ubrana była w bluzkę na naramkach w lampardzie cętki. Duży
dekolt odsłaniał większość jej piersi. Miała czarne dżinsy rurki i
brązowo-złote baleriny na koturnach. Wszyscy chłopcy wpatrywali się w nią. Ta
uśmiechając się sztucznie wyciągnęła z torebki kocie uszy i ubrała je. Nagle
jej paznokcie zaczęły się wydłużać tak samo jak kły które pojawiły się w jej
ustach. Opaska gdzieś zniknęła i uszy były teraz częścią jej głowy. Jej oczy
miały pionową źrenicę. Zaostrzyła swoje pazury i wydała dziwny pomruk. Z lewej strony stał mężczyzna w garniturze z
głową krokodyla. W środku także był mężczyzna. Miał długą białą szatę taką jak
kiedyś noszono w Rzymie i maskę na twarzy. Odezwał się jako pierwszy:
- Oddajcie nam Autorów, bo inaczej marnie skończycie! -
powiedział głośnie. Popatrzyliśmy po sobie. Nikt nie wiedział o co chodzi.
- Czuje, że to miał jakaś dziewczyna. – powiedziała kobieta i
jeszcze raz zamruczała. Mężczyzna o głowie krokodyla podszedł do nas skulonych
za ławkami i podciągnął do góry dwie dziewczyny. Postawił je przed facetem w
masce. To samo zrobiła kobieta-kot. Mnie postawiła kobieta. Szef kobiety-kota i
mężczyzny-krokodyla przyglądał się pierwszym dwóm dziewczynom. Nagle obie
zostały uniesione w górę przez niewidzialną siłę. Otoczyła je dziwna zielona
poświata taka sama po chwili otoczyła szefa. Oczy dziewczyn były puste i białe.
Mimo tego, że przed chwilą jadły drugie śniadanie teraz wyglądały jak trupy.
Szef patrzył na nie, wręcz się na nie
gapił, ale po chwili wróciły na ziemię.
- Precz - rozkazał już normalnej Luise, która podtrzymywała Anne.
Teraz spojrzał na mnie i na stojącą obok mnie Kler. Straciłam panowanie nad
swoim ciałem. Czułam jakby szef wbijał mi się do mózgu. Chyba pisnęłam. Kątem
oka zauważyłam, że gorzej to znosi Kler i ona bardziej interesowała
zamaskowanego. Nagle znalazł się przy niej i chwycił ją za gardło. Coś
wysyczał. Widziałam jak mojej koleżance zaczyna brakować tchu. „ Nie tak nie
może być” – pomyślałam. Gotowałam się w środku ze złości. Zwykle spokojna,
stojąca z boku ja chciałam teraz ją uratować musiałam. Tylko jak. Zauważyłam
czarny ogon. Potem łapę, tułów, a w końcu całego czarnego kota. Popatrzył na
mnie swoimi czarnymi oczami, a ja poczułam jak moc szefa słabnie. Skończyło się
tym, że spadłam na swoje cztery litery. Kobieta-kot ruszyła na mnie ze swymi
pazurami. Odskoczyłam. Ten kot ciągle się na mnie gapił. To było denerwujące.
Skoczyłam na plecy szefa. Udało mi się zdekoncentrować i Kler spadła na ziemię. Ja jeszcze chwile
byłam na plecach zamaskowanego, ale w końcu zrzucił mnie na podłogę i od razu
złapał za gardło. Wisiałam dobry metr nad ziemią. Próbowałam się wyswobodzić,
ale zdało się to na nic. Nie wiem czy to przez brak powietrza, czy przez lęk że
będę zaraz na drugiej stronie zaczęłam myśleć co by mogło go pokonać. Zamknęłam
oczy. Czekałam na swój koniec. Nic się nie stało nawet uścisk się lekko
rozluźnił. Otworzyłam oczy. Musiałam je jednak przymrużyć bo po mojej prawej
stronie lśniła pałeczka. Poczułam że musze ją chwycić. Kątem oka widziałam że
światło oślepia potwory, ale one nie wiedziały gdzie ono się znajduje. Zrobiłam
to co nakazał mi instynkt. W jednej chwili przemieniłam się. Jakby widziała
siebie w stroju Sailor Moon, no może trochę innym. Pałeczka wydłużyła się i
trzymałam teraz berło. Światło ustało. Potwory na mnie uderzyły. Chwila ale co
ja mam zrobić?! – pomyślałam. Nagle wszystko jakby się zatrzymało, a ze słupu
światła wyszedł czarny kot. Popatrzył na mnie.
___________________________________________________________________________________Coś tam naskrobałam... Cieszy mnie to. Również to, że już parę osób odwiedziło mojego bloga. Uprzedzam, że nie wiem jak to będzie u mnie z częstością dodawania notek. Ale postaram się dość szybko o ile znowu nie będę musiała pisać opowiadania dla księdza.
Pozdrawiam
Arjana
P.S W zakładce Bohaterowie dodam zdjęcie Anabeth w swoim nowym stroju, a może później stworze nową zakładkę. Obrazek nie jest jeszcze dokończony, ale jak go znajdę w moim stosie to wstawie go pokolorowanego.