Historia która na prawdę nie mogła się wydarzyć, a może jednak to prawda? Opowiadanie które śledzi losy Anabeth - trzynastolatki z dość nietypową cechą mianowicie wszystko co Anabeth wymyśli i nie jest kopią pojawia się. Np. gadający kot Nereus który pomaga jej zrozumieć nowy świat w którym się znalazła. Świat Autorów.

Informacje

Kopiowanie treści i obrazków jest surowo zabronione!

UWAGA!!! Zero weny i chęci... Nie wiem kiedy wrócą.
Nie wiem kiedy ruszę z nowym blogiem i starą/nową historią...

Rozdział
7: 25%

POPRAWIONE FABULARNIE: 3/8
POPRAWIONE JĘZYKOWO: 0/8

One Shot Miłość nie jedno ma imię - zostanie podzielony na rozdziały od 1-3 możliwie 4.
rozdział 2 0%

4 stycznia 2015

Rozdział 2 „ Luz, ca mara action!”

Bez większych wstępów! Zapraszam do czytania :).
_________________________________________________________________________________
„ Luz, ca mara action!”
To będzie dobry rok! – pomyślała Anabeth wychodząc ze szkoły.
Guzik prawda! Nie dość, że była spóźniona, to jeszcze buty jej się zepsuły i musiała biec na bosaka.
Koszmarna końcówka tak dobrego dnia.  W końcu wbiegła do budynku i nagle stanęła jak słup soli.
- Głupol ze mnie! – powiedziała do siebie i pacnęła się ręką w czoło. – Nawet nie wiem gdzie ma się znajdować pokaz. Mashima – sensei będzie na mnie strasznie zły! Co tu zrobić? Co tu zrobić? – milion pomysłów na minutę przewijało się przez jej głowę. Żaden niestety nie dawał gwarancji, że znajdzie  swoją klasę. – Ała, moje stopy…
- Może w czymś ci pomóc bambina? – zapytał blond włosy chłopak, którego kojarzyła z porannej przechadzki na apel. Patrzył na nią w sposób dziwny do opisania. Jego wyraz twarzy udawał zatroskanie jej osobą i chęć pomocy, jednak oczy… W nich czaiło się coś strasznego. Dziwny jasny błysk. Nagle znalazł się bardzo blisko niej. – Bambina? Szukasz może pierwszej klasy przygotowującej się do koszmarnego przedstawienia? – złapał ją za rękę. – Chodź zaprowadzę cię.
- Yhm – udało jej się wydobyć z gardła. Szedł przed nią co chwila rzucając ukradkowe spojrzenia swoimi dziwnymi złotymi oczami. Nagle przeszła jej przez głowę pewna myśl. Zatrzymała się gwałtownie. – Jakie koszmarne przedstawienie? Co jest w nim takiego strasznego?
- Ach nic szczególnego. Po prostu nauczyciele siedzący w komisji są bardzo surowi. No chodź – powiedział i pociągnął ją za rękę. Nie ruszyła się. Coś podpowiadało jej, żeby nie ufać temu chłopakowi. Intuicja? Może to być i ona byleby się tylko nie pomyliła.
- Kim jesteś? – spytała w końcu, lekko drżącym głosem. Kiedy nie uzyskała odpowiedzi wyrwała rękę z uścisku chłopaka i cofnęła się kilka kroków. Nagle zawiał silny wiatr. Okna zatrzeszczały. Blondyn popatrzył na nią z pod byka. Sparaliżował ją swoim wzrokiem. Ana była przerażona. Zaczął do niej podchodzić co raz bliżej i bliżej.  Zamknęła oczy i wyobraziła sobie wielkiego złotego lwa atakującego chłopaka. Skupiła się na zwierzęciu. Na jego grzywie, ostrych pazurach i zębach. Poczuła że blondyn łapie ją za nadgarstek. To uczucie ściągnęło ją trochę do normalnego świata, ale nadal miała przed oczami wizje wielkiego kota. Starała się znowu skupić. Na siłę tego nie zrobisz – mawiał Nereus, ale w tej sytuacji inaczej nie potrafiła. Czuła jak jej głowa miałaby zaraz eksplodować. Przezwyciężając ból uniosła się w swojej wyobraźni, a lew stał się wyraźny.  Uniosła rękę i w jednaj chwili stała naprzeciwko swojego nowego Cosia. Wielki kot dotknął czubkiem nosa jej ręki. Nagle rozbłysło światło i znowu była w normalnym świecie. W tym samym momencie kiedy otworzyła oczy, złote zwierze rzuciło się na chłopaka. Ten broniąc się puścił Anabeth i odwrócił od niej wzrok. Wtedy skorzystała z okazji i zaczęła uciekać. Oddalając się od miejsca gdzie spotkała blondyna słyszała tylko zwierzęce odgłosy walki. Była wykończona.  W pewnym momencie trafiła na drzwi prowadzące do sali gimnastycznej. Otworzyła je. Stanęła  jak wryta. Bo za drzwiami nie było sali tylko jakiś portal. Przeczucie kazało jej się odwrócić. Na końcu korytarza stał blondyn. Miał poszarpane ubranie, utykał na jedną nogę i miał całą twarz w złotej cieczy. Uśmiechał się do niej, a z jego oczu biła wściekłość.
- Twój Coś nie był najlepszy bambina. Jak malutki kotek. Ale i tak zadał mi trochę bólu jak sama widzisz – powiedział i wskazał na swoją nogę. – Nie przejmuje się jednak tym za bardzo bo wiem, że nie masz już ani krzty siły na wyobrażenie sobie czegoś nowego. Tak więc ciao bambina – mówiąc to podniósł swoją lewą rękę. Po wewnętrznej stronie miał dziwny znak, który zaczął świecić. Promień ciemnej energii otoczył ją całą. Popchnęło ją to w stronę portalu. Wpadła do niego i straciła przytomność. Ostatnim co zapamiętała był jej własny krzyk oraz jego śmiech.
***
- AAAAAAAAAAAA! – Anabeth obudziła się z krzykiem. Nereus, w formie kota, od razu do niej podbiegł.
- Ana co się stało! –  krzyknął jej  w twarz. Patrzyła na niego wielkimi, szklistymi oczami. Stał na jej brzuchu, a i tak bez tego czuła mdłości.
- Najpierw mógł byś ze  mnie zejść… - powiedziała i odwróciła głowę. Kot spojrzał gdzie aktualnie stał. Jego futro całe się zmierzwiło.
- Taak, już schodzę – jak powiedział tak zrobił. Dziewczyna szybko ogarnęła swoje potargane włosy i pogniecioną sukienkę. Usiadła na łóżku. – No więc? – ponaglał ją.
- Wiesz, że jesteś tak denerwujący jak mucha?
- Powiedziałaś mi to dopiero dzisiaj 55 raz. Już zdążyłem się przyzwyczaić.
- Zaczęło się tak… - opowiedziała swojemu przyjacielowi cały sen. Ten usiadł koło niej i potakiwał w niektórych momentach.
- Znasz tego chłopaka, prawda?
- Nie znam go. Pierwszy raz zobaczyłam go dopiero w tym śnie – jej usta wypowiedziały te słowa, ale mózg zaprzeczał. Była kontrolowana. – W sumie to nawet nie wiem dlaczego ci się zwierzam ze wszystkiego! Jesteś egoistą – dbasz tylko o siebie oraz jesteś, jesteś okropny i zabierasz mi powietrze!
- Ach tak! – odpowiedział hardo kot i zmierzył ją piorunującym wzrokiem. – W takim razie już sobie idę. Mości królewna się znalazła! I jeszcze czego, powietrze jej zabieram! – powoli zaczął odchodzić od niej. – Ana – powiedział po krótkiej chwili nie odwracając się do niej – zawsze cię wysłucham bez względu na wszystko, pamiętaj.
Po powiedzeniu tego dostał poduszką w głowę. Dziewczyna szybko wyszła z mieszkania. Nawet nie chciał jej gonić. Co ją ugryzło? – zastanawiał się. – W każdym razie przejdzie jej – pomyślał i udał się w stronę kuchni.
***
Biegła. Łzy lały się strumienia z jej brązowych oczu. Dlaczego to wszystko powiedziała? Dlaczego?
Rozmywająca się postać to duch tylko brak studni...
Otworzyła oczy. Intuicyjnie pobiegła do parku. Była na małej polance. Wysokie, rozłożyste drzewa prawie zasłaniały słońce. Ostatnie promienie ogrzewały miejsce gdzie stały ruiny starej studni. Bluszcz obrósł ją jeszcze niedokładnie i można było usiąść na brzegu. Anabeth postanowiła, że tak zrobi. Kiedy usiadła zdała sobie sprawę, że krajobraz wygląda całkiem magicznie. Drzewa, pyłki mieniące się w słońcu, miły zapach podobny do cynamonu. Dotknęła oczu. Nie było śladu po wcześniejszej sytuacji ani wewnątrz ani na zewnątrz niej. Dlaczego nie zastać by tu na zawsze? Bez problemów, bez sytuacji podbramkowych, bez mocy, które tylko przysparzają kłopoty… - myślała.
- To po prostu życie… - usłyszała w głowie. Rozejrzała się. Za nią, w powietrzu siadała półprzeźroczysta postać.
- Nie jesteś aby z galarety? – zapytała by się upewnić.
- Nie – powiedziała dziewczyna nie otwierając ust. Zdawało się, że jej głos wydobywa się ze studni. – Jeśli chcesz możemy się zamienić. Ty na zawsze zastaniesz na polanie, a ja wrócę do życia co ty na to? – zapytała i powoli znikała.
- Bardzo ci na tym zależy?
- Bardzo – jej twarz wyrażała ból.
- Przepraszam, ale nie mogę – powiedziała. Zdała sobie sprawę z tego jak wiele niewyjaśnionych spraw czekało na rozwiązanie. Zwłaszcza prima paladin. Zwłaszcza.
- Rozumiem.
- Jeśli chcesz mogę cię odwiedzać?
- Um jak chcesz… Ale uprzedzam nie skończy się to dla ciebie dobrze – powiedziała i uśmiechnęła się smutno.
- Nie przesadzaj! – brązowowłosa machnęła ręką. – Przecież tutaj jest pięknie! Jak mogłoby ci się nudzić? Skoro o nudzeniu mowa… - spojrzała na zegarek. – O Boże! Jestem spóźniona! – prędko wstała i zaczęła biec. Na skraju polany stanęła i odwróciła się. – Odwiedzę cię jeszcze. Obiecuje! Mam na imię Anabeth – znowu zaczęła biec. Nagle wszystkie drzewa się zatrzęsły, powiał silny wiatr, który uniósł ją trochę nad ziemią. Zdawało się, że cała przyroda mówiła jedno imię. Mercedes… Ona ma na imię Mercedes. Autorka uśmiechnęła się sama do siebie i przyśpieszyła.
***

Wpadła do szkoły przez otwarte drzwi. Do mokrej od potu twarzy przyklejały się końcówki jej brązowych włosów. Sapiąc spojrzała na zegarek. Zdążyła w ostatniej chwili! Za rogiem właśnie znikały granatowe włosy.
- Jane! – wydarła się. Zza rogu najpierw wyjrzały oczy, potem głowa aż w końcu stała przed nią cała. Z groźną miną.
- Co ty tu jeszcze robisz! – nakrzyczała na nią. Ana stała w osłupieniu. Cała jej radość znikła w jednej chwili. Jane pokręciła głową, złapała ją za rękę i pobiegła by dogonić klasy. – Masz szczęście, że twoje nazwisko zaczyna się na S.
- Tak.. bo inaczej byłoby po mnie. Wyobrażasz sobie w ogóle Mashime – sensei, który się denerwuje?
- Może puchnie mu twarz i cała się robi czerwona – druga Autorka zwolniła trochę by pokazać jak byłby wyglądał ich nauczyciel. Wytrzeszczyła oczy w jednym momencie zrobiła się cała jak burak i powiedziała w przestrzeń – Uśtawće się w pary! – pokazała przy tym trzy palce. Anabeth wybuchła śmiechem.  Dołączyła się  do niej.
- Gdyby ktoś nas teraz widział… - zaczęła i otarła łzę, która zakręciła się w jej oku.
- Ekhem panienki co tutaj robicie?
- Mashima – sensei! – krzyknęły i odwróciły się w jednym momencie. Stał jak zwykle nonszalancko oparty o ścianę, był spokojny, ale jego oczy wyrażały pewne poirytowanie.
- Proszę na pokaz – te trzy słowa wystarczyły. Twarze dziewcząt skupiły się w jednym momencie.
- Tak jest, sensei! – odpowiedziały równo i pobiegły w stronę sal przygotowawczych. Kiedy zniknęły mu z oczu, uśmiechnął się lekko pod nosem.
***
Wyszła ze szkolnej piwnicy po długich, krętych schodach na złoty wybieg. Oślepiły ją światła. W koło w roli widzów występowały tekturowe postacie. Z głośników wydobywała się cicha muzyka, trochę upiorna. Na końcu drogi która ją czekała stał stół na podeście, a za nim trzy osoby. Nie rozpoznała żadnej z nich. Wiedziała tylko, że jedna, która siedziała po środku była kobietą. Przez styl uczesania, ledwo  widoczne  krwisto czerwone usta… Równie dobrze mógł to być chudy transwestyta. Anabeth uśmiechnęła się do swoich myśli. Mama zawsze jej powtarzała: Nie oceniaj książki po okładce! Nakazała swoim kończynom poruszyć się. Zrobiły to co im kazała. Odetchnęła z ulgą. Cały czas martwiła się oto czy znowu ktoś nie przejmie nad nią kontroli. Najwyraźniej tej osobie znudziło się albo wolała popatrzeć jak sama robi z siebie błazna. Stanęła przed komisją tak jak ustalono, nie za daleko i nie za blisko. Osoba z lewej strony podniosła rękę przed siebie. Był to znak, że może zacząć.
- Jeśli to jest miłość… - zanuciła po francusku. Usłyszała prychnięcie i kilka okrzyków niechęci ze strony publiczności. – Skup się. Nie przejmuj się nimi – powiedziała do siebie. – Wyobraź sobie co czujesz i przelej to na papier… - przed nią zaczęła się formować się z połyskującego proszku kartka, pióro i kałamarz. Wzięła przyrządy do ręki. Publiczność krzyczała na nią. Miała ochotę im także odkrzyknąć żeby się zamknęli. Nie mogła. Zdyskwalifikowali by ją. Dlaczego nie mogła nic prostego wymyślić? Słowa grzęzły jej w gardle, zapominała słów. Zacisnęła pięści. Zwiesiła głowę.
- Jeśli to jest miłość… - usłyszała głos z oddali. Był taki przyjemny. Dodawał jej otuchy. Nie to nie mógł być Nereus, ale także mówił to mężczyzna. - Musiałem odejść, nie byłem już sobą
Upadłem tak nisko
Że już nikt mnie nie widzi
Walczę z pustka i chłodem, chłodem…
Chciałbym wrócić, nie potrafię
Chciałbym wrócić
Jestem niczym, jestem nikim


Ratuj mnie… - kiedy tego słuchała wyobrażała sobie niestworzone rzeczy. Smoki z wody i ognia które walczyły między sobą, potem kiedy się zderzyły z pary powstał cień lwa, który zamienił się w człowieka, który biegł i biegł i biegł… A za nim podążał wielki mrok. W końcu pochłonął mężczyznę. Chciała krzyknąć bo ją także otaczała ciemność. Nagle przed jej twarzą pojawiły się dwa czarno – złote kamienie. Nie to nie były kamienie tylko oczy. Otworzyła swoje. Unosiła się nad ziemią dzięki  wodzie, która pojawiła się znikąd, z sufitu padały płatki róży, a jej ciała mieniło się złotym blaskiem. W drzwiach pojawiła się czyjaś rękę. W powietrzu nakreśliła kilka łuków, a wszystko wokół Any zniknęło. Upadła na ziemie. Była wykończona. Jury wstało z krzeseł. Środkowa postać podniosła wskazujący palec do góry. Skończyło się. Zaliczyła.
***
- Serdecznie mam dość wszystkiego! – powiedziała Anabeth po raz setny do Jane.
- Wiem, wiem…
- Do tego sensei każe na siebie czekać kiedy miałyśmy iść na przyjęcie… - zrobiła smutną minę.
- Wiem, wiem… A tam miały być takie pyszne koreczki i ciasteczka i inne smakołyki… Anabeth chodźmy już stąd. Mashima nie przyjdzie. Może zapomniał. Czekamy już w tej sali od godziny. Całe jedzenie nam zjedzą!
- Tobie jedno tylko w głowie. No idź.
- Dzięki! – wykrzyknęła granato włosa. – Upatrzę też coś dla ciebie – mrugnęła okiem i wyszła z sali w której dzisiaj mieli spotkanie po rozpoczęciu roku. Siedziała na swoim miejscu i patrzyła się w okno. Nagle usłyszała huk. Odwróciła gwałtownie głowę. Mashima – sensei pocierał swoją nogę która najprawdopodobniej uderzyła i przesunęła całe biurko. Zlitowała się nad swoim nauczycielem i pomogła mu posprzątać papiery, które spadły. Natrafiła tam na swoją kartotekę. Zmroziło ją to co odczytała. Adnotacja od komisji: Nieprzeciętnie uzdolniona. Szkolić. Obserwować. O wszystkim wykraczającym poza normy, jak to co obiekt zrobił na przedstawieniu, informować. Ona… To ten obiekt. Ma ją obserwować. Może już to robi albo robią. Spojrzała się w dół. Nie zauważył, że to przeczytała. Szybko upchnęła kartkę w środek stosu który uzbierała. W końcu odważyła się spytać.
- Dlaczego mnie pan chciał widzieć sensei?
- Hm jak by to ująć? To co zrobiłaś na pokazie dało mi do zrozumienie, ze nie jesteś zwykłą Autorką. Trzeba cię chronić. Czarny kot, który dzisiaj chodził po podwórzu to twój Coś, prawda? – popatrzył na nią. Znał odpowiedzieć, więc tylko pokiwała głową. – Tak więc – kontynuował – jak na razie nic z tym nie zrobimy – popatrzyła na niego jak na wariata. Jego przełożeni każą mu ją obserwować, a on ma na to kompletną zlewkę? Coś tu nie pasowało.
- Co mam robić?
- Udawać normalną. W sensie normalną Autorkę. Bez jakiś wyskoków. Mam pewien plan by trochę zatuszować twoje nieprzeciętne wyniki – uśmiechnął się do niej chytrze.
- Dlaczego mam panu ufać?
- Dziecko, zadajesz za dużo pytań. Jak na razie może ci wystarczyć to – podał jej zdjęcie. Stał tam i obejmował jej mamę.  – Możesz je sobie wziąć. I tak już się wystarczająco na nie napatrzyłem.
Kiedy ponownie spojrzała w górę jego już nie było. Schowała fotografię do torebki. Czas trochę się od stresować – stwierdziła i poszła na salę gimnastyczną gdzie czekała na nią jej nowa przyjaciółka. 
_______________________________________________________________
No więc po 3 miesiącach ( norma) jest 2 rozdział. Nie jest chyba za nudny, trochę się tutaj dzieje. Generalnie miał wyglądać zupełnie inaczej. To co miało być na końcu wylądowało na początku, dodałam nową postać chociaż nadal nie wiem co z nią zrobię. Do tego mały prezent: 



Jeszcze nie pełna mapa terytorium całego kontynentu na którym będzie się działa akcja NH. Nie musicie zwracać na nazwy typu Mordor albo coś, bo po prostu trochę pozmieniałam mapkę z Władcy Pierścieni. Ale cii, jest ok. Tak w miarę. Kiedy akcja się trochę rozwinie będę ją aktualizowała. jak na razie możecie główkować nad miastami. A jeszcze legenda:
  • duża czerwona kropka to stolice
  • średnia czarna kropka to miasta gdzie będzie rozgrywała się niedługo akcja
  • długie niebieskie to rzeki to chyba każdy wie
  • duże niebieskie plamy to jeziora to chyba każdy też wie
  • morze jest w lewym dolnym rogu
  • czerwona pozioma kropka to Arsenał ( na wschód od Azberium) jeszcze o nim będzie mowa :D
  • jakoś tak widać góry i lasy
  • nazwy państw podam później
Nie mam zielonego pojęcia jak to będzie z następnym rozdziałem. Komentarze na pewno mnie zmotywują :). To co mam w głowie kompletnie nie trzyma się ze sobą w całości, więc najpierw muszę to sama uporządkować. Tekst który został użyty to kawałek piosenki Indili S.O.S zmieniony na wersje męską i trochę skróconą.

Arjana
P.s Nie wiem dlaczego jest tło w jednym momencie. Nie mogę go usunąć :(. Ale zmieniłam kolor by tekst był widoczny.