_________________________________________________________________________________
„ Luz, ca mara action!”
To będzie dobry rok! – pomyślała
Anabeth wychodząc ze szkoły.
Guzik prawda! Nie dość, że była
spóźniona, to jeszcze buty jej się zepsuły i musiała biec na bosaka.
Koszmarna końcówka tak dobrego
dnia. W końcu wbiegła do budynku i nagle
stanęła jak słup soli.
- Głupol ze mnie! – powiedziała
do siebie i pacnęła się ręką w czoło. – Nawet nie wiem gdzie ma się znajdować
pokaz. Mashima – sensei będzie na mnie strasznie zły! Co tu zrobić? Co tu
zrobić? – milion pomysłów na minutę przewijało się przez jej głowę. Żaden
niestety nie dawał gwarancji, że znajdzie
swoją klasę. – Ała, moje stopy…
- Może w czymś ci pomóc bambina?
– zapytał blond włosy chłopak, którego kojarzyła z porannej przechadzki na
apel. Patrzył na nią w sposób dziwny do opisania. Jego wyraz twarzy udawał
zatroskanie jej osobą i chęć pomocy, jednak oczy… W nich czaiło się coś
strasznego. Dziwny jasny błysk. Nagle znalazł się bardzo blisko niej. –
Bambina? Szukasz może pierwszej klasy przygotowującej się do koszmarnego
przedstawienia? – złapał ją za rękę. – Chodź zaprowadzę cię.
- Yhm – udało jej się wydobyć z
gardła. Szedł przed nią co chwila rzucając ukradkowe spojrzenia swoimi dziwnymi
złotymi oczami. Nagle przeszła jej przez głowę pewna myśl. Zatrzymała się
gwałtownie. – Jakie koszmarne przedstawienie? Co jest w nim takiego strasznego?
- Ach nic szczególnego. Po prostu
nauczyciele siedzący w komisji są bardzo surowi. No chodź – powiedział i
pociągnął ją za rękę. Nie ruszyła się. Coś podpowiadało jej, żeby nie ufać temu
chłopakowi. Intuicja? Może to być i ona byleby się tylko nie pomyliła.
- Kim jesteś? – spytała w końcu,
lekko drżącym głosem. Kiedy nie uzyskała odpowiedzi wyrwała rękę z uścisku
chłopaka i cofnęła się kilka kroków. Nagle zawiał silny wiatr. Okna
zatrzeszczały. Blondyn popatrzył na nią z pod byka. Sparaliżował ją swoim
wzrokiem. Ana była przerażona. Zaczął do niej podchodzić co raz bliżej i
bliżej. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie
wielkiego złotego lwa atakującego chłopaka. Skupiła się na zwierzęciu. Na jego
grzywie, ostrych pazurach i zębach. Poczuła że blondyn łapie ją za nadgarstek.
To uczucie ściągnęło ją trochę do normalnego świata, ale nadal miała przed
oczami wizje wielkiego kota. Starała się znowu skupić. Na siłę tego nie zrobisz
– mawiał Nereus, ale w tej sytuacji inaczej nie potrafiła. Czuła jak jej głowa
miałaby zaraz eksplodować. Przezwyciężając ból uniosła się w swojej wyobraźni,
a lew stał się wyraźny. Uniosła rękę i w
jednaj chwili stała naprzeciwko swojego nowego Cosia. Wielki kot dotknął
czubkiem nosa jej ręki. Nagle rozbłysło światło i znowu była w normalnym
świecie. W tym samym momencie kiedy otworzyła oczy, złote zwierze rzuciło się
na chłopaka. Ten broniąc się puścił Anabeth i odwrócił od niej wzrok. Wtedy
skorzystała z okazji i zaczęła uciekać. Oddalając się od miejsca gdzie spotkała
blondyna słyszała tylko zwierzęce odgłosy walki. Była wykończona. W pewnym momencie trafiła na drzwi prowadzące
do sali gimnastycznej. Otworzyła je. Stanęła
jak wryta. Bo za drzwiami nie było sali tylko jakiś portal. Przeczucie
kazało jej się odwrócić. Na końcu korytarza stał blondyn. Miał poszarpane
ubranie, utykał na jedną nogę i miał całą twarz w złotej cieczy. Uśmiechał się
do niej, a z jego oczu biła wściekłość.
- Twój Coś nie był najlepszy
bambina. Jak malutki kotek. Ale i tak zadał mi trochę bólu jak sama widzisz –
powiedział i wskazał na swoją nogę. – Nie przejmuje się jednak tym za bardzo bo
wiem, że nie masz już ani krzty siły na wyobrażenie sobie czegoś nowego. Tak
więc ciao bambina – mówiąc to podniósł swoją lewą rękę. Po wewnętrznej stronie
miał dziwny znak, który zaczął świecić. Promień ciemnej energii otoczył ją
całą. Popchnęło ją to w stronę portalu. Wpadła do niego i straciła przytomność.
Ostatnim co zapamiętała był jej własny krzyk oraz jego śmiech.
***
- AAAAAAAAAAAA! – Anabeth obudziła się z krzykiem. Nereus, w
formie kota, od razu do niej podbiegł.
- Ana co się stało! –
krzyknął jej w twarz. Patrzyła na
niego wielkimi, szklistymi oczami. Stał na jej brzuchu, a i tak bez tego czuła
mdłości.
- Najpierw mógł byś ze
mnie zejść… - powiedziała i odwróciła głowę. Kot spojrzał gdzie
aktualnie stał. Jego futro całe się zmierzwiło.
- Taak, już schodzę – jak powiedział tak zrobił. Dziewczyna
szybko ogarnęła swoje potargane włosy i pogniecioną sukienkę. Usiadła na łóżku.
– No więc? – ponaglał ją.
- Wiesz, że jesteś tak denerwujący jak mucha?
- Powiedziałaś mi to dopiero dzisiaj 55 raz. Już zdążyłem
się przyzwyczaić.
- Zaczęło się tak… - opowiedziała swojemu przyjacielowi cały
sen. Ten usiadł koło niej i potakiwał w niektórych momentach.
- Znasz tego chłopaka, prawda?
- Nie znam go. Pierwszy raz zobaczyłam go dopiero w tym śnie
– jej usta wypowiedziały te słowa, ale mózg zaprzeczał. Była kontrolowana. – W
sumie to nawet nie wiem dlaczego ci się zwierzam ze wszystkiego! Jesteś egoistą
– dbasz tylko o siebie oraz jesteś, jesteś okropny i zabierasz mi powietrze!
- Ach tak! – odpowiedział hardo kot i zmierzył ją
piorunującym wzrokiem. – W takim razie już sobie idę. Mości królewna się
znalazła! I jeszcze czego, powietrze jej zabieram! – powoli zaczął odchodzić od
niej. – Ana – powiedział po krótkiej chwili nie odwracając się do niej – zawsze
cię wysłucham bez względu na wszystko, pamiętaj.
Po powiedzeniu tego dostał poduszką w głowę. Dziewczyna
szybko wyszła z mieszkania. Nawet nie chciał jej gonić. Co ją ugryzło? –
zastanawiał się. – W każdym razie przejdzie jej – pomyślał i udał się w stronę
kuchni.
***
Biegła. Łzy lały się strumienia z jej brązowych oczu. Dlaczego
to wszystko powiedziała? Dlaczego?
Rozmywająca się postać to duch tylko brak studni... |
- To po prostu życie… - usłyszała w głowie. Rozejrzała się.
Za nią, w powietrzu siadała półprzeźroczysta postać.
- Nie jesteś aby z galarety? – zapytała by się upewnić.
- Nie – powiedziała dziewczyna nie otwierając ust. Zdawało
się, że jej głos wydobywa się ze studni. – Jeśli chcesz możemy się zamienić. Ty
na zawsze zastaniesz na polanie, a ja wrócę do życia co ty na to? – zapytała i
powoli znikała.
- Bardzo ci na tym zależy?
- Bardzo – jej twarz wyrażała ból.
- Przepraszam, ale nie mogę – powiedziała. Zdała sobie
sprawę z tego jak wiele niewyjaśnionych spraw czekało na rozwiązanie. Zwłaszcza
prima paladin. Zwłaszcza.
- Rozumiem.
- Jeśli chcesz mogę cię odwiedzać?
- Um jak chcesz… Ale uprzedzam nie skończy się to dla ciebie
dobrze – powiedziała i uśmiechnęła się smutno.
- Nie przesadzaj! – brązowowłosa machnęła ręką. – Przecież
tutaj jest pięknie! Jak mogłoby ci się nudzić? Skoro o nudzeniu mowa… -
spojrzała na zegarek. – O Boże! Jestem spóźniona! – prędko wstała i zaczęła
biec. Na skraju polany stanęła i odwróciła się. – Odwiedzę cię jeszcze.
Obiecuje! Mam na imię Anabeth – znowu zaczęła biec. Nagle wszystkie drzewa się
zatrzęsły, powiał silny wiatr, który uniósł ją trochę nad ziemią. Zdawało się,
że cała przyroda mówiła jedno imię. Mercedes… Ona ma na imię Mercedes. Autorka
uśmiechnęła się sama do siebie i przyśpieszyła.
***
Wpadła do szkoły przez otwarte drzwi. Do mokrej od potu
twarzy przyklejały się końcówki jej brązowych włosów. Sapiąc spojrzała na
zegarek. Zdążyła w ostatniej chwili! Za rogiem właśnie znikały granatowe włosy.
- Jane! – wydarła się. Zza rogu najpierw wyjrzały oczy,
potem głowa aż w końcu stała przed nią cała. Z groźną miną.
- Co ty tu jeszcze robisz! – nakrzyczała na nią. Ana stała w
osłupieniu. Cała jej radość znikła w jednej chwili. Jane pokręciła głową,
złapała ją za rękę i pobiegła by dogonić klasy. – Masz szczęście, że twoje
nazwisko zaczyna się na S.
- Tak.. bo inaczej byłoby po mnie. Wyobrażasz sobie w ogóle
Mashime – sensei, który się denerwuje?
- Może puchnie mu twarz i cała się robi czerwona – druga
Autorka zwolniła trochę by pokazać jak byłby wyglądał ich nauczyciel.
Wytrzeszczyła oczy w jednym momencie zrobiła się cała jak burak i powiedziała w
przestrzeń – Uśtawće się w pary! – pokazała przy tym trzy palce. Anabeth
wybuchła śmiechem. Dołączyła się do niej.
- Gdyby ktoś nas teraz widział… - zaczęła i otarła łzę,
która zakręciła się w jej oku.
- Ekhem panienki co tutaj robicie?
- Mashima – sensei! – krzyknęły i odwróciły się w jednym
momencie. Stał jak zwykle nonszalancko oparty o ścianę, był spokojny, ale jego
oczy wyrażały pewne poirytowanie.
- Proszę na pokaz – te trzy słowa wystarczyły. Twarze
dziewcząt skupiły się w jednym momencie.
- Tak jest, sensei! – odpowiedziały równo i pobiegły w
stronę sal przygotowawczych. Kiedy zniknęły mu z oczu, uśmiechnął się lekko pod
nosem.
***
Wyszła ze szkolnej piwnicy po długich, krętych schodach na
złoty wybieg. Oślepiły ją światła. W koło w roli widzów występowały tekturowe
postacie. Z głośników wydobywała się cicha muzyka, trochę upiorna. Na końcu
drogi która ją czekała stał stół na podeście, a za nim trzy osoby. Nie
rozpoznała żadnej z nich. Wiedziała tylko, że jedna, która siedziała po środku
była kobietą. Przez styl uczesania, ledwo
widoczne krwisto czerwone usta…
Równie dobrze mógł to być chudy transwestyta. Anabeth uśmiechnęła się do swoich
myśli. Mama zawsze jej powtarzała: Nie oceniaj książki po okładce! Nakazała
swoim kończynom poruszyć się. Zrobiły to co im kazała. Odetchnęła z ulgą. Cały
czas martwiła się oto czy znowu ktoś nie przejmie nad nią kontroli.
Najwyraźniej tej osobie znudziło się albo wolała popatrzeć jak sama robi z
siebie błazna. Stanęła przed komisją tak jak ustalono, nie za daleko i nie za
blisko. Osoba z lewej strony podniosła rękę przed siebie. Był to znak, że może
zacząć.
- Jeśli to jest miłość… - zanuciła po francusku. Usłyszała
prychnięcie i kilka okrzyków niechęci ze strony publiczności. – Skup się. Nie
przejmuj się nimi – powiedziała do siebie. – Wyobraź sobie co czujesz i przelej
to na papier… - przed nią zaczęła się formować się z połyskującego proszku
kartka, pióro i kałamarz. Wzięła przyrządy do ręki. Publiczność krzyczała na
nią. Miała ochotę im także odkrzyknąć żeby się zamknęli. Nie mogła.
Zdyskwalifikowali by ją. Dlaczego nie mogła nic prostego wymyślić? Słowa
grzęzły jej w gardle, zapominała słów. Zacisnęła pięści. Zwiesiła głowę.
- Jeśli to jest miłość… - usłyszała głos z oddali. Był taki
przyjemny. Dodawał jej otuchy. Nie to nie mógł być Nereus, ale także mówił to
mężczyzna. - Musiałem
odejść, nie byłem już sobą
Upadłem tak niskoŻe już nikt mnie nie widzi
Walczę z pustka i chłodem, chłodem…
Chciałbym wrócić, nie potrafię
Chciałbym wrócić
Jestem niczym, jestem nikim
Ratuj
mnie… - kiedy tego słuchała wyobrażała sobie niestworzone rzeczy. Smoki z wody
i ognia które walczyły między sobą, potem kiedy się zderzyły z pary powstał
cień lwa, który zamienił się w człowieka, który biegł i biegł i biegł… A za nim
podążał wielki mrok. W końcu pochłonął mężczyznę. Chciała krzyknąć bo ją także
otaczała ciemność. Nagle przed jej twarzą pojawiły się dwa czarno – złote
kamienie. Nie to nie były kamienie tylko oczy. Otworzyła swoje. Unosiła się nad
ziemią dzięki wodzie, która pojawiła się
znikąd, z sufitu padały płatki róży, a jej ciała mieniło się złotym blaskiem.
W drzwiach pojawiła się czyjaś rękę. W powietrzu nakreśliła kilka łuków, a
wszystko wokół Any zniknęło. Upadła na ziemie. Była wykończona. Jury wstało z
krzeseł. Środkowa postać podniosła wskazujący palec do góry. Skończyło się.
Zaliczyła.
***
- Serdecznie
mam dość wszystkiego! – powiedziała Anabeth po raz setny do Jane.
- Wiem, wiem…
- Do tego
sensei każe na siebie czekać kiedy miałyśmy iść na przyjęcie… - zrobiła smutną
minę.
- Wiem, wiem…
A tam miały być takie pyszne koreczki i ciasteczka i inne smakołyki… Anabeth
chodźmy już stąd. Mashima nie przyjdzie. Może zapomniał. Czekamy już w tej sali
od godziny. Całe jedzenie nam zjedzą!
- Tobie jedno
tylko w głowie. No idź.
- Dzięki! –
wykrzyknęła granato włosa. – Upatrzę też coś dla ciebie – mrugnęła okiem i
wyszła z sali w której dzisiaj mieli spotkanie po rozpoczęciu roku. Siedziała
na swoim miejscu i patrzyła się w okno. Nagle usłyszała huk. Odwróciła
gwałtownie głowę. Mashima – sensei pocierał swoją nogę która najprawdopodobniej
uderzyła i przesunęła całe biurko. Zlitowała się nad swoim nauczycielem i
pomogła mu posprzątać papiery, które spadły. Natrafiła tam na swoją kartotekę. Zmroziło
ją to co odczytała. Adnotacja od komisji:
Nieprzeciętnie uzdolniona. Szkolić. Obserwować. O wszystkim wykraczającym poza
normy, jak to co obiekt zrobił na przedstawieniu, informować. Ona… To ten
obiekt. Ma ją obserwować. Może już to robi albo robią. Spojrzała się w dół. Nie
zauważył, że to przeczytała. Szybko upchnęła kartkę w środek stosu który
uzbierała. W końcu odważyła się spytać.
- Dlaczego mnie
pan chciał widzieć sensei?
- Hm jak by
to ująć? To co zrobiłaś na pokazie dało mi do zrozumienie, ze nie jesteś zwykłą
Autorką. Trzeba cię chronić. Czarny kot, który dzisiaj chodził po podwórzu to
twój Coś, prawda? – popatrzył na nią. Znał odpowiedzieć, więc tylko pokiwała
głową. – Tak więc – kontynuował – jak na razie nic z tym nie zrobimy –
popatrzyła na niego jak na wariata. Jego przełożeni każą mu ją obserwować, a on
ma na to kompletną zlewkę? Coś tu nie pasowało.
- Co mam
robić?
- Udawać
normalną. W sensie normalną Autorkę. Bez jakiś wyskoków. Mam pewien plan by
trochę zatuszować twoje nieprzeciętne wyniki – uśmiechnął się do niej chytrze.
- Dlaczego
mam panu ufać?
- Dziecko,
zadajesz za dużo pytań. Jak na razie może ci wystarczyć to – podał jej zdjęcie.
Stał tam i obejmował jej mamę. – Możesz
je sobie wziąć. I tak już się wystarczająco na nie napatrzyłem.
_______________________________________________________________
No więc po 3 miesiącach ( norma) jest 2 rozdział. Nie jest chyba za nudny, trochę się tutaj dzieje. Generalnie miał wyglądać zupełnie inaczej. To co miało być na końcu wylądowało na początku, dodałam nową postać chociaż nadal nie wiem co z nią zrobię. Do tego mały prezent:
Jeszcze nie pełna mapa terytorium całego kontynentu na którym będzie się działa akcja NH. Nie musicie zwracać na nazwy typu Mordor albo coś, bo po prostu trochę pozmieniałam mapkę z Władcy Pierścieni. Ale cii, jest ok. Tak w miarę. Kiedy akcja się trochę rozwinie będę ją aktualizowała. jak na razie możecie główkować nad miastami. A jeszcze legenda:
- duża czerwona kropka to stolice
- średnia czarna kropka to miasta gdzie będzie rozgrywała się niedługo akcja
- długie niebieskie to rzeki to chyba każdy wie
- duże niebieskie plamy to jeziora to chyba każdy też wie
- morze jest w lewym dolnym rogu
- czerwona pozioma kropka to Arsenał ( na wschód od Azberium) jeszcze o nim będzie mowa :D
- jakoś tak widać góry i lasy
- nazwy państw podam później
Nie mam zielonego pojęcia jak to będzie z następnym rozdziałem. Komentarze na pewno mnie zmotywują :). To co mam w głowie kompletnie nie trzyma się ze sobą w całości, więc najpierw muszę to sama uporządkować. Tekst który został użyty to kawałek piosenki Indili S.O.S zmieniony na wersje męską i trochę skróconą.
Arjana
P.s Nie wiem dlaczego jest tło w jednym momencie. Nie mogę go usunąć :(. Ale zmieniłam kolor by tekst był widoczny.
P.s Nie wiem dlaczego jest tło w jednym momencie. Nie mogę go usunąć :(. Ale zmieniłam kolor by tekst był widoczny.