Historia która na prawdę nie mogła się wydarzyć, a może jednak to prawda? Opowiadanie które śledzi losy Anabeth - trzynastolatki z dość nietypową cechą mianowicie wszystko co Anabeth wymyśli i nie jest kopią pojawia się. Np. gadający kot Nereus który pomaga jej zrozumieć nowy świat w którym się znalazła. Świat Autorów.

Informacje

Kopiowanie treści i obrazków jest surowo zabronione!

UWAGA!!! Zero weny i chęci... Nie wiem kiedy wrócą.
Nie wiem kiedy ruszę z nowym blogiem i starą/nową historią...

Rozdział
7: 25%

POPRAWIONE FABULARNIE: 3/8
POPRAWIONE JĘZYKOWO: 0/8

One Shot Miłość nie jedno ma imię - zostanie podzielony na rozdziały od 1-3 możliwie 4.
rozdział 2 0%

7 maja 2015

Rozdział 4

Rozdział 4 
Ahoj przygodo! Czyli początek morskiego wcielenia.

- Anabeth! – zawołała Jane kiedy zauważyła swoją koleżankę na horyzoncie. Brązowowłosa odmachała jej i powiedziała coś do naburmuszonego Nereusa. Ten prychnął i przyśpieszył tak, że już po chwili byli obok dziewczyny. – Co znowu się stało?
- Jedziemy do Aquaparku. To się stało! – powiedział z wyrzutem chłopak.
- Mogłeś zostać w domu. Nie kazałam ci przecież ze mną jechać! – powiedziała zirytowana Ana. Od rana miała z nim same problemy. Naprawę by się cieszyła, kiedy by został w Lilium. Zwłaszcza, że chciała dowiedzieć się więcej o nieznajomym, przystojnym blondynie o imieniu Diaval. Myślała o nim coraz częściej. Zwłaszcza jaki jest, co lubi, jak się uczy. Tyle pytań kotłowało się w jej głowie! Niestety, nie mogła mu zadać ani jednego. Od spotkania z Mashimą nie widziała go w szkole, a przecież minął już dobry miesiąc. Westchnęła. Po chwili zauważyła świdrujące spojrzenie Nereusa. – Mam coś na twarzy?
- Nie.
- Spoko.
-Spoko.
-Świetnie.
-Świetnie.
- Idziemy? – zapytała Jane zmęczona rozmową pozostałej dwójki.
- Tak! Jesteśmy już spóźnieni! – wykrzyknęli w jednym momencie i razem pobiegli w stronę szkoły.
***
- Czy wszyscy już są?
Kaprio
- Tak! – odparła grupa uczniów na pytanie Mashimy. Zaczęli powoli wchodzić do małego szkolnego busa. Anabeth usiadła koło okna i podczas drogi oglądała okolicę. Nie miała ochoty rozmawiać z siedzącym obok niej Nereusem ani z dziewczynami, które siedziały przed nimi. Tak właściwie to one spały. Wszyscy spali oprócz niej. Jutro mieli dojechać do miasta Kaprio. Największego centrum rozrywki w całym kraju. Ludzie mieszkali na obrzeżach, a w samym centrum były kluby, restauracje, wesołe miasteczka, parki rozrywki i oczywiście Aquapark.  
Około 4 nad ranem kierowca zarządził postój. Ana jako jedyna skorzystała z możliwości wyjścia na zewnątrz. Ale czy aby na pewno tylko ona? W pobliżu parkingu było małe wzniesienie, które zaraz miało zostać skąpane w blasku wschodzącego słońca. Usiadła czekając na brzask. Mokra trawa poruszała się w rytm wiatru. Usłyszeć można było ćwierkanie ptaków. Las który rozpościerał się za wzniesieniem zaczynał budzić się do życia. Zamknęła oczy. Po chwili poczuła ciepło pierwszych promyków na twarzy. Wstała by lepiej widzieć wielkie, czerwone słońce i bladoróżowe chmury. Chłodny wiatr zerwał wstążkę którą miała zaplecione włosy. Wpadła ona w ręce blond włosego chłopaka. Popatrzył na brązowowłosą i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Była piękna, otaczała ją złoto-czerwona łuna słońca, które zasłoniła, a wiatr rozwiewał jej niebieską sukienkę. Brązowe oczy były pełne zdziwienia. Chyba pokochał te oczy. Oczy, które patrzyły teraz tylko na niego.
Zaraz jednak się opanował. Znowu przywdział maskę buntownika. Podszedł do niej. Z bliska nie wydawała mu się już taka idealna. Lecz to sprawiało, ze była jeszcze piękniejsza. Pocałował wstążkę sprawczynie tego zdarzenia i włożył jej do ręki. Jaka krucha – pomyślał – jak porcelana. Odszedł. Odwróć się, odwróć! – myślała. Zrobił to. Zauważył na jej twarzy uśmiech i iskierki w oczach.
- Dziękuje Diaval! – zawołała, kiedy szedł w stronę busa. Uśmiechnął się, idąc dalej. Podbiegła do niego i stanęła z nim twarzą w twarz. – Słyszałeś? Dziękuje.
- Nie potrzebuje podziękowań od podlotka i podróbki Autora – powiedział i popatrzył na nią chłodno. Zbił ją z tropu. Na tym mu zależało. Uśmiechnął się pod nosem i wyminął ją.
- Słuchaj ty! Nie jestem żadnym podlo coś tam…
- Podlotkiem.
- Mniejsza. Ani podróbką Autora! Pokaże ci na co mnie stać, więc się przygotuj! – właśnie poznał jej trzecią twarz. Wtedy kiedy wszedł jej ktoś na ambicję. Była jak otwarta księga. Zaczęła go intrygować już nie ze względu na wygląd, ale też przez charakter.
- To co zaczynamy – otoczyła go aura jego mocy.
- Nie teraz. Jestem zmęczona – powiedziała i poszła do busa.  Wsiadając pokazała mu język. Rozbawiło go to. Kiedy ostatnio rozśmieszyło go coś? Nie pamiętał. Zapowiadało się coraz ciekawiej.
***
- Panienki gotowe?
- Już! Chwila! – dało się słyszeć z szatni.
- Co oni tam tak długo robią no?! – mówiła zbulwersowana Jane.  – Przecież to my jesteśmy dziewczynami. Mashima – sensei możemy już iść!
- Prosimy! – powiedziały wszystkie.
- Czuję że woda i dziewczyny w bikini mnie wołają! – zawołał Loki, który właśnie wybiegł w szaleńczym tempie z szatni. Nauczyciel nawet nie zdążył powiedzieć, żeby nie biegał, a ten już wylądował na swoich czterech literach. Reszta chłopaków po chwili też do nich dołączyła.
- Życzę wam miłej zabawy moi drodzy. Cieszcie się tym wolnym czasem. Ja jakby co będę w barze – z błogą miną mówił i myślał jakie to drinki sobie zamówi. Chociaż nie! Nie może, jest przecież opiekunem. Ale może jednego, a potem kolejnego. Skończyło się to potem tak, że Luca z Shunem musieli go targać do busa nieprzytomnego.
***
Parę godzin później Anabeth upadła wykończona na leżak. Najpierw z Midori poszły zjeżdżać zjeżdżalnią,  która miała tyle zakrętów ile górska droga. W duchu dziękowała sobie że nie chciała jeść dziś dużo na śniadanie. Nie chciała wyglądać jak Jane, która dostała choroby morskiej od samego stania na atrapie statku pirackiego. Potem, kiedy niebiesko włosa wydobrzała, zabrała ją na nurkowanie z rybami. Pomińmy fakt, że Alexandra, która im towarzyszyła została prawie zjedzona przez jedną pływającą istotę. Dziewczyny odeskortowały ją do lekarza, gdzie wszystko było w porządku oprócz psychiki pacjentki. Postanowiła ona więcej nie pływać i potowarzyszyć Mashimie w barze. Po obiedzie Anabeth postanowiła spróbować swoich sił i przekonać Nereusa, żeby popływał. Lepiej tego nie opisywać bo są to zbyt drastyczne sceny próby ucieczki Cosia. Później Ana popływała sama i skorzystała z kolejki górskiej którą objechała całe miasto. Pod koniec zauważyła wysiadającego blondyna z wagonika przed nią. Poszła za nim, ale po chwili straciła go z oczu, w tłumie. Wróciła do Aquaparku gdzie znowu pływała, bawiła się i zjeżdżała z Midori i Jane.
Jedna z atrakcji Kaprio
 Raz spotkała samotnego Lucę z miną zbitego psa.
- Czemu jesteś smutny Luca? Nie podoba ci się tutaj? – zapytała.
- Jestem przygnębiony ponieważ… nie wiem gdzie jest Diaval! – takiej odpowiedzi się spodziewała, ale to co mówił potem zbiło ją z tropu. – Ten łoś miał tu już być 32 minuty i 16 sekund temu! I co, jest jak zawsze kiedy ten idiota …
Ana postanowiła go zostawić, ponieważ nie wiedziała co w złości może zrobić ten chłopak. Nawet kiedy odeszła na kilka dobrych metrów słyszała niemiłe epitety mówione pod adresem blondyna. Z przykrością jednak stwierdziła, że tej części parku nie zna. Do tego Luca gdzieś zniknął, a w pobliży ani żywej duszy.
- No to klops…
Tak oto po kilku godzinach szukania opadła na swój leżak.Naprawdę jednak minęło pół godziny.
- Mam dosyć wszystkiego… Ludzi, Cosiów, rybek, wody…  - mówiła do siebie, kiedy nagle... Chlup! Na całe pomieszczenie dało się słyszeć śmiech Lokiego.
- Wyglądasz jak topielec! –zawołał do Any będącej w basenie.
- Wielkie dzięki Loki! A wiesz co? Nie jest jeszcze tutaj, aż tak źle. Może ty też powinieneś spróbować – kolejne chlup i chłopak wylądował koło niej. Popatrzył na nią spod byka. Ona była gotowa do ucieczki. Po chwili jednak zaczął się śmiać, a ona razem z nim.
***
Słońce powoli zachodziło. Anabeth jako ostatnia wyszła z szatni. Rozejrzała się. „ Serio! Wszyscy już poszli… Gdzie oni są?” – myślała.
- Głupie, długie włosy – powiedziała do siebie.
- Jak włosy mogą być głupie? – znała ten głos. Jego właściciel stanął przed nią.
- O Diaval! Jak dobrze, że jesteś. Wiesz może gdzie reszta grupy? – udała, że nie usłyszała jego słów. Westchnął i odgarnął niedbale swoje włosy.
- Są na zewnątrz. Chodź, najpierw chce ci coś pokazać.
- Co? – zapytała jak małe dziecko.
- Zobaczysz – powiedział z tajemniczym uśmiechem na twarzy i złapał ją za rękę. Nie protestowała.
Okazało się, że za Aquaparkiem znajduje się mały las. Blondyn prowadził ją tak jakby znał to miejsce od dawna. Wiedziała za to, że Nereus nie pochwalił by jej eskapady. Zwłaszcza z Diavalem. Lecz nie potrafiła się oprzeć ciepłu bijącemu z jego ręki. Trafili nad jeziorko. Ostatnie promienie słońca ogrzewały ich buzie. Z lasu zaczęły wylatywać świetliki. Tworzyły małe grupki, a potem dołączały się do kolejnych. Robiły to z taką gracją. Jeden zatrzymał się obok Any na wysokości twarzy.
- Co to! – zawołała. W miejscu świetlika była mała istotka z dużymi, szpiczastymi uszami, wielkimi oczami i parą świecących skrzydeł. Miała długą sukienkę z płatków kwiatów. Cała jej postać błyszczała. Zaczęła się śmiać z Autorki która jej się przyglądała. Chyba coś powiedziała, ale nie można było zrozumieć.
- Nigdy nie widziałaś wróżki? – zapytał Diaval. Uśmiechnął się pod nosem. Wróżki zawsze były ciekawym zjawiskiem. Nie spodziewał się nawet, że tak szybko ją zaakceptują i pokażą jej swoją prawdziwą formę.
- Piękne – powiedziała cicho, a istotka dygnęła w podzięce. Gestem przywołała koleżanki. Przyniosły kwiaty. Okrążyły głowę Any i wplotły je jej we włosy. Kiedy były tak blisko twarz Anabeth także jaśniała.
- Ładnie by ci było ze skrzydłami –stwierdził chłopak i uśmiechnął się do niej zawadiacko. Ona spłonęła rumieńcem. – Chodź jest jeszcze coś – poprowadził ją w stronę jeziorka. Kiedy odwróciła głowę zauważyła smutną minę pierwszej wróżki, którą spotkała. Pomachała głową jakby chciała powiedzieć, że ma tam nie iść. Szybko spojrzała znowu na tył jego głowy.
Woda mieniła się wszystkimi kolorami tęczy. Nie wiadomo gdzie pod wodą powstawało światło, które potem odbijało się od łusek wielobarwnych ryb i oświetlało brzeg. Kiedy Ana patrzyła w wodę, Diaval zebrał dwa małe kwiatki.
- Zagrajmy w grę – powiedział. – Jeden kwiatek dla ciebie, jeden dla mnie – podał jej roślinę. – Ten kwiatek, który popłynie szybciej i dalej wygrywa.
- Czemu to ma służyć?
- Możemy się o coś założyć - powiedział.
- A o co?- dopytywała się.
- Powiedzmy... - zastanowił się. Przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Lecz on miał już góry ustalony cały plan działania. - O przysługę. Jeśli ja wygram ty coś zrobisz dla mnie, jeśli ty wygrasz ja zrobię co tylko będziesz chciała.
- Zgadzam się – powiedziała i wyniośle uniosła głowę. Liczył właśnie na taką odpowiedź. Nie zdawała sobie nawet sprawy z niebezpieczeństwa. „ Co za ufna dziewczyna” - pomyślał. Zamierzał to wykorzystać.
- Trzy, dwa , jeden… Start! – położyli kwiaty i zaczęli dmuchać. Roślina Diavala wysunęła się na prowadzenie. On jeszcze się wychylił i dmuchał dalej. Nie mogła przegrać, więc także się wychyliła. Ręka, na której się opierała, ześlizgnęła się i Ana wpadła do wody. Kiedy się wynurzyła, jego nigdzie nie było.
- Diaval! Diaval! – krzyczała. Postanowiła sama wydostać się na brzeg. Nagle złapało ją coś za nogę i zaczęło ciągnąć w dół. Rozpaczliwie złapała ostatni oddech i znalazła się pod wodą. Ryby ją okrążyły. Druga noga została także złapana. Próbowała się skupić na wymyśleniu Cosia, ale brak tlenu skutecznie jej to uniemożliwiał. Ryby wpływały wokół niej co raz szybciej. Znalazła się w środku kolorowego wiru.  Może to przez brak tlenu, ale wydawało jej się jakby ryby szeptały jakieś zaklęcie. Wypuściła ostatnie bąbelki powietrza. Straciła przytomność.
***
Słońce ją oślepiało. Słyszała głosy ludzi. Otworzyła oczy i prawie utonęła, ponieważ przykryła ją fala. Wypłynęła i rozejrzała się dookoła. Znajdowała się na pełnym morzu. Kilka metrów dalej płynął statek. Nagle ktoś z niego wyskoczył. Płynął w jej stronę. Pojawił się przed nią białowłosy chłopak.
- Może panią podwieźć?
- A wie pan, że chętnie – powiedziała i chętnie uczepiła się jego ramienia. Razem dopłynęli do statku. Ostatkiem sił wdrapała się na pokład statku. Powitał ją krąg mężczyzn wyglądających jak piraci. Poczuła zimną stal przy szyi. Białowłosy złapał ją za nadgarstki.
Dajmon
- Witamy wśród załogi Krwawego Ognia panienko! Liczymy na sowitą zapłatę za ciebie – wykrzyknął, a inni mu zawtórowali. Popchnął ją w stronę innego młodego chłopaka.
- Chwila! Ja się nie zgadzam!
- Ty chyba nie jesteś stąd prawda? – przybliżył się do niej.
- Nie, nie jestem.
- No moi drodzy, więc powitajmy panienkę na naszym statku pirackim - kapitan zaakcentował ostatnie słowa.
- Słucham? Statek piracki? W ogóle, gdzie jesteśmy? – Anabeth już nic nie wiedziała.
- Jesteśmy załogą Krwawego Ognia. Najgroźniejszymi piratami na całych Karaibach! Jeśli chcesz wiedzieć mamy rok 1657. A ja nazywam się Dajmon. I jestem ich kapitanem. Flinn zabierz naszego ślicznego gościa do jej uroczego apartamentu.
- Co! Nie! Chwila! – protestowała. Niestety i tak zamknęli ją w ciemnym pokoju bez okien, jedzenia i miejsca do spania. Zaczęła płakać.
- Diaval głupku! To wszystko twoja wina…
Krwawy Ogień
 _________________________________________________________________________________
 Szablon który miał być na następne parę miesięcy starczył na mniej niż miesiąc. Nie wiem co się stało. Przy jednych postach można dodawać komentarze, a przy innych nie. Postaram coś na to zdziałać. 

Zdenerwowana na głupi szablon Arjana
P.s Na razie będzie ten zrobiony na szybko z kotem i księżycem w nagłówku. 
Edit: Komentarze można dodawać. Szablon znów zmieniony.